Intercyza, czyli nic innego jak majątkowa umowa małżeńska, starszym pokoleniom kojarzy się głównie z amerykańskim filmem albo gwiazdorskimi ślubami rodem z Hollywood. Tymczasem młode pokolenie jest już inne, bardziej świadome tego, że gromadzenie do wspólnego worka nie zawsze popłaca. Coraz częściej wszystko jest na pół albo coś jest twoje lub moje, coraz mniej tego co nasze. Czy to jest lepsze? Nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi, myślę, że jeżeli takie małżeństwa żyją zgodnie przez całe życie układ finansowy nie ma większego znaczenia.
Problem pojawia się, kiedy w małżeństwie przychodzi gorszy czas, a wręcz często dopiero na etapie rozwodu przypominamy sobie, że jeszcze przez zawarciem związku małżeńskiego podpisywaliśmy „coś” u notariusza. Często to „coś” okazuje się aktem notarialnym, w którym ograniczamy lub znosimy ustawową wspólność małżeńską z chwilą zawarcia związku małżeńskiego.
Jeżeli takiej intercyzy małżonkowie nie podpiszą, wszystko co nabywają po ślubie jest ich, jest tzw. majątkiem wspólnym. Daje to większe bezpieczeństwo finansowe szczególnie w przypadku, gdy mamy do czynienia z nierównymi zarobkami żony i męża. Częściej to żona prowadzi dom, podejmuje okresowe zatrudnienie, a mąż jako głowa rodziny zapewnia rodzinie byt materialny. Najbardziej patowa sytuacja, którą ostatnio obserwuję jest następująca. Przy założeniu, że małżonkowie przystali na odrębne majątki oficjalnie, tj. podpisali stosowny akt notarialny, jednak jak to w życiu, nie chcieli kupować sobie osobno wszystkich drobnostek, żywić się oddzielnie i zastanawiać się, z którego chleba może sobie ukroić kromkę ich wspólne dziecko.
Jeden z małżonków zaciągnął kredyt na nieruchomość, w której przez lata mieszkali, mąż ze swojej wypłaty spłacał kredyt i regulował bieżące opłaty związane z mieszkaniem, pensja żony nieco mniejsza, zostawała co miesiąc „przejedzona”, ot na bieżące potrzeby żywnościowe, środki higieniczne, jednym słowem – bieżące wydatki rodziny. Mija 20 lat, jak na tej intercyzie wyszli małżonkowie? Otóż, kredyt mieszkaniowy został spłacony i jeden z małżonków ma nieruchomość, drugi zaś po tych 20 latach nie ma nic.
Ta sytuacja niestety ma miejsce bardzo często, ludzie zawierają tego rodzaju umowy z różnych przyczyn, czasami, bo jeden z małżonków posiada już nieruchomość i jego rodzice obawiają się, że za kilka lat ta nieruchomość stanie się majątkiem obojga lub w przypadku, gdy jeden z małżonków prowadzi ryzykowną działalność gospodarczą intercyza zapewnia ich przyszłość finansową, ale jako duetu.
Z przykrością muszę stwierdzić, że często przy intercyzach funkcjonuje system zero – jedynkowy, czego osobiście nie rozumiem. Klasycznie – w razie umownego ustanowienia rozdzielności majątkowej, każdy z małżonków zachowuje zarówno majątek nabyty przed zawarciem umowy, jak i majątek nabyty później. Pamiętajmy, że nasze sprawy majątkowe możemy uregulować dowolnie, wspólność majątkową można ograniczyć, ale możemy też ją rozszerzyć np. o majątek nabyty w drodze darowizny lub spadku. Decyzje należy podejmować przede wszystkim świadomie, zdając sobie sprawę na jaki krok się decydujemy.
Często małżonkowie zapominają, że skoro rozszerzyli wspólność to w przypadku podziału majątku przedmiot objęty rozszerzeniem również ulegnie podziałowi. Grunt to świadomość i umiejętne oddzielenie uczuć od spraw finansowych. Różowe okulary kiedyś trzeba ściągnąć, jeśli nie my, to pewnie życie zweryfikuje naszą beztroskę.